Trudno mi ocenić, czy obecność w naszym domu rosiczki faktycznie wpłynęła na ograniczenie liczby much, ale niewątpliwie roślinka ta skutecznie skupiła na sobie uwagę Juniora.
Aleksander kilka razy dziennie potrafi zaglądać na parapet, żeby sprawdzić, czy coś nowego się tutaj wydarzyło (tzn. czy jakiś owad przykleił się do rzęsek, czy też nie). Zadaje też sporo pytań o sam proces polowania i różne jego formy. To sprowokowało mnie do zakupu kolejnych mięsożernych okazów.
Okazuje się, że w internecie sporo jest ofert sklepów ogrodniczych i zoologicznych; możliwa jest nawet sprzedaż wysyłkowa, z której skwapliwie skorzystałam.
Roślinki dotarły do mnie w bardzo dobrym stanie. Każda z nich była okryta ogromną ilością papieru, a do tego były napojone. Po prostu super!
I tak mamy nie jedną rosiczkę, a owadożerny ogród :)
Staliśmy się posiadaczami dzbanecznika, muchołówki i jeszcze dwóch rosiczek.
Muchołówka łapie swoje ofiary w wymyślne pułapki.
Gdy owad podrażni włoski czuciowe znajdujące się na wewnętrznej części liścia, ten zatrzaskuje się. Ofiara zostaje uwięziona i nie ma szans, żeby się wywinąć.
Jak widać nasza muchołówka jest głodna :)
Dzbanecznik z kolei nęci ofiarę słodkim nektarem, który znajduje się na dnie dzbanka. Owad tam wpada i już nie jest w stanie się wydostać.
Nie dość, że piękne, to jeszcze pomysłowe! Zwyczajnie fascynujące :)
Coś mi się wydaje, że to dopiero początek naszej botaniczno - zoologicznej przygody :D
Pozdrawiamy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz