sobota, 31 stycznia 2015

Z fascynacji drapieżnikami - wilki

Aleksander upodobał sobie duże drapieżniki.
W tej grupie znalazły się wilki, niedźwiedzie, rekiny oraz wymarłe już dinozaury: tyranozaur, allozaur, gorgozaur i tarbozaur. Ufff... sporo tego, prawda?
Podpytywałam Juniora, co mu się w drapieżcach podoba i muszę przyznać, że to, co usłyszałam bardzo mnie zaskoczyło. Pozytywnie :)
Aleksander stwierdził, że jak się obserwuje polujące zwierzęta, to można się wiele od nich nauczyć. Drapieżniki muszą być mądrzejsze od roślinożerców, żeby mogły zdobyć pożywienie.
Ciekawa teoria, prawda?

Wilki mają kiepski PR, postrzegane są jako zwierzęta powodujące straty wśród zwierząt gospodarskich, atakujące ludzi.
Tymczasem owieczki to niewielki procent ich diety. Wilk zdecydowanie bardziej lubi sarny, jelenie albo dziki. Gdy tego zabraknie, nie pogardzi borsukiem, bobrem albo małymi gryzoniami.
Ten duży drapieżnik pełni bardzo ważną rolę, jest bowiem naturalnym selekcjonerem - eliminuje osobniki słabe, stare lub chore, wzmacniając w ten sposób populację kopytnych.
W Polsce liczba wilków oscyluje wokół 900 osobników. Zwierzęta te objęte są ścisłą ochroną, co oznacza, że nie wolno na nie polować. Wilki potrzebują do życia rozległych kompleksów leśnych, które dają pożywienie, schronienie i możliwość wędrówek. Coraz większa sieć dróg i autostrad nie sprzyja wzrostowi liczby wilczych rodzin. W stadzie, zwanym watahą żyje kilka osobników (w Polsce max. 10) pod wodzą samca i samicy alfa (basiora i wadery) i obowiązuje w nim ścisła hierarchia.
Wadery są dobrymi i czułymi matkami. Młode rodzą się na wiosnę i podobnie jak szczenięta psów wymagają przez dłuższy czas matczynej opieki. Samiec w tym czasie dba o to, by wilczycy nie zabrakło pożywienia.
Nie taki wilk straszny, jak go pokazują :))
Aleksander chciał wspomóc swoich ulubieńców i gdy Fundacja WWF ogłosiła akcję "Gatunki w Biedronce", poprosił nas o wilka właśnie.
Później dołączył do niego drugi egzemplarz, tym razem z bajki o Czerwonym Kapturku. Teraz Junior ma już pół watahy :) A zabawa jest przednia! :)


A na deser link do filmiku z prawdziwym wilkiem:
http://www.tvn24.pl/pomorze,42/samotny-wilk-na-mierzei-lebskiej-nagrany,509957.html
Pozdrawiamy!

wtorek, 27 stycznia 2015

Jak rośnie fasola? - początek

Aura za oknem nam nie sprzyja :(
Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale chciałabym, żeby przyszły w końcu solidne mrozy.
Niestety wirusy krążące w powietrzu upatrzyły sobie Juniora i Mikołaja.
Katar i kaszel pożegnamy prawdopodobnie jak już przyjdzie wiosna :/
O ile nie okaże się, że chłopcy mają alergię na pyłki...
Skoro siedzimy w domu, to musimy coś robić. Dziś postanowiliśmy sprawdzić, jak rośnie fasola. W tym celu rozpoczęliśmy wstępną fazę eksperymentu. Chyba każdy z nas robił takie doświadczenie na biologii w szkole podstawowej, więc zaskoczeń w tym przypadku nie będzie ;)
Potrzebne są (dla przypomnienia ;)):
- słoik lub przezroczysta szklanka (żeby można było obserwować rozwój korzenia)
- gaza
- gumka recepturka
- podstawka
- ziarenka fasoli
- woda
Realizacja jest bardzo prosta. Na naczynie nakładamy gazę, którą mocujemy gumką recepturką. Na wierzch wykładamy ziarenka fasoli, a na koniec wlewamy do naczynia przez gazę tyle wody, żeby fasolki były w niej zanurzone.
Proste, prawda? A radość z obserwowania wzrosty roślinki gwarantowana przez kilka tygodni :)
Teraz czekamy, aż nasionko zacznie kiełkować.
Tymczasem serdecznie pozdrawiamy!

niedziela, 25 stycznia 2015

Ogród Babci Oli w zimowej odsłonie

Dziś ostatni dzień u Babci Oli. Wracamy w końcu do domu! :)
Dostaliśmy w prezencie pożegnalnym trochę śniegu. Postanowiliśmy więc wykorzystać zimową aurę i urządziliśmy w ogródku bitwę na śnieżki. Było super!
Potem dla rozgrzewki Junior do upadłego (dosłownie!) ganiał się z Kropką. Kropka jako wytrawny retriever uwielbia aportować, ale nie zawsze chętnie swoją "zdobycz" oddaje ;)
Postanowiłam skorzystać z okazji i zrobiłam kilka zdjęć samego ogrodu. Wygląda zupełnie inaczej niż latem, ale wciąż na w sobie dużo uroku.
Miłego dnia!

wtorek, 20 stycznia 2015

Albinosy wsród zwierząt

Pojawienie się w przemyskim Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt Chronionych sarny - albinosa (o tym można poczytać tutaj: http://www.tvn24.pl/krakow,50/koziolek-albinos-na-podkarpaciu,506850.html) skłoniło mnie do sprawdzenia jak to jest z tym bielactwem wśród zwierząt.
Wśród zwierząt dziko żyjących albinizm występuje rzadko, natomiast u niektórych gatunków jest to cecha charakterystyczna dla poszczególnych odmian (np. króliki, papugi).
Albinizm czyli bielactwo wrodzone (w odróżnieniu od bielactwa nabytego) to brak pigmentu w skórze, naskórku, włosach i pazurach o charakterze dziedzicznym. Spowodowany jest brakiem tyrozynazy - enzymu, który bierze udział w procesie melanogenezy, czyli wytwarzania melaniny odpowiadającej za pigmentację organizmu.
Skóra osobników albinotycznych jest biała lub bladoróżowa (ponieważ przeświecają przez nią naczynia krwionośne), włosy białe a tęczówka oka bladoróżowa z czerwoną źrenicą.
Brak melaniny w organizmie jest źródłem problemów zdrowotnych. Albinosy są dużo bardziej wrażliwe na działanie promieni słonecznych, a co za tym idzie częściej zapadają na choroby skóry. Zdarza się też, że to samo promieniowanie ultrafioletowe uszkadza wzrok powodując ślepotę zwierzęcia. W takich przypadkach zwierzę ginie, albo - jeśli ma szczęście - trafia pod opiekę człowieka.
Kwestią sporną pozostaje to, czy odmienność wiąże się z odrzuceniem przez stado. Z całą pewnością albinos jest łatwiejszym łupem dla drapieżników, ponieważ słabo wtapia się w otoczenie. Co zresztą widać na załączonym obrazku :)
Mam nadzieję, że gdy w marcu pojadę do Przemyśla na praktyki Białasek nadal tam będzie, bo to pewnie jedyna okazja, żeby na własne oczy zobaczyć takie cudo.
Pozdrawiam :)

P.S. Junior doszedł ostatecznie do wniosku, że najbardziej podobają się albinotyczne krokodyle i aligatory, więc zdjęcie takowego gada musiało się tu znaleźć :)







sobota, 17 stycznia 2015

Dzięcioł

Jak już wcześniej wspomniałam od jakiegoś czasu mieszkamy u Babci Oli. Ogród wygląda zupełnie inaczej niż latem. Drzewa pogubiły liście, nie kwitną kwiaty. Ot, zima.
W miniony weekend, chyba w sobotę rano z ogromnym zaskoczeniem stwierdziliśmy z Juniorem, że na poręczy balkonu siedzi dzięcioł. Widywaliśmy wcześniej dzięcioły, ale w lesie, przefruwające z gałęzi na gałąź, albo uczepione pnia. W poziomie dzięcioła widziałam po raz pierwszy. Junior też. :) Baliśmy się podejść blisko okna, żeby go nie przepłoszyć. Nie było więc też mowy o zrobieniu zdjęcia :(
Przeprowadzone później dochodzenie wykazało, że był to (z dużym prawdopodobieństwem) dzięcioł średni.
Przy okazji natrafiłam na bardzo ciekawą stronę internetową poświęconą w całości ptakom. Oprócz informacji o poszczególnych gatunkach, zagadnień dotyczących ich ochrony są tam też scenariusze zajęć edukacyjnych. Jednym słowem kopalnia wiedzy i pomysłów.
Zajrzyjcie na http://ptaki.info/
Miłej lektury!
Pozdrawiam :)

Leśne przedszkola - super pomysł!


Przedszkole, w którym dzieci spędzają cały czas na dworze, wspinają się po drzewach, budują szałasy, jedzą posiłki przygotowywane na ognisku... To wcale nie jest wizja szaleńca! Takie miejsca istnieją :)
Na wzmiankę o leśnych przedszkolach natknęłam się już jakiś czas temu na portalu Ulica Ekologiczna. Zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu informacji na ten temat i okazało się, że idea leśnych szkół i przedszkoli wbrew pozorom nie jest nowa. Jej początki sięgają lat pięćdziesiątych XX wieku. Pierwsze przedszkole utworzono w Danii, a jego pomysłodawczynią była Emma Flatau.
Emma Flatau opiekowała się swoimi dziećmi i dziećmi sąsiadów, gdy ci przebywali w pracy. Maluchy wraz ze swoją opiekunką większość czasu spędzały w pobliskim lesie bawiąc się tam i ucząc. Rodzicom tak spodobała się taka forma edukacji, że powołali do życia pierwsze leśne przedszkole.
Pomysł przekroczył granice Danii i w Europie, Stanach Zjednoczonych czy Australii zaczęły powstawać podobne grupy.
Jakie są korzyści leśnej edukacji? Zwolennicy podają między innymi: większą odporność na choroby, umiejętność radzenia sobie w różnych warunkach, wiedzę opartą na doświadczeniu.
Negatywy? Pewnie jakieś są, ale nie tak wielkie, żeby od razu przyszły mi do głowy :)
Gdy podpytywałam ludzi, czy posłaliby swoją pociechę do takiego przedszkola, głównym argumentem przeciw było to, że zajęcia odbywają się na świeżym powietrzu w niemal każdą pogodę, także wtedy gdy pada deszcz lub śnieg lub wieje wiatr.
Ja chyba mimo wszystko bym zaryzykowała... Ciekawe, co by Junior na to powiedział? :)
A Wy jakie macie zdanie na temat leśnych przedszkoli?

Pozdrawiam! :)

Dla zainteresowanych tematem:
http://denmark.dk/en/meet-the-danes/forest-preschools/
https://www.parentmap.com/article/into-the-woods-outdoor-preschools-in-greater-Seattle
http://www.netmums.com/east-kent/local/view/childcare/full-daycare/cobnuts-woodland-nursery-and-forest-school

piątek, 9 stycznia 2015

Karmnik dla sikorek

Temat stracił wprawdzie nieco na aktualności, bo za oknem odwilż, ale chciałam się Wam pochwalić samodzielnie przygotowanym smakołykiem dla sikorek.
Kulę smalcową z ziarnami zrobiłam, gdy zaczęły się pierwsze przymrozki. Niestety ze względu na ciągnącą się kolejny tydzień chorobę Mikołaja nie miałam wczesniej okazji, żeby o tym napisać.
Jako instruktaż posłużył mi filmik znaleziony na YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=xo_J8ZY5GCA
A to już efekt końcowy:
Oprócz sikor z kuli korzystały też wróble, przylatywały doń sroki i wrony siwe i to chyba te ostatnie zgarnęły smakołyk dla siebie, bo któregoś dnia Marcin  zastał jedynie dyndającą na balustradzie porwaną siateczkę.
Jeśli wróci prawdziwa mroźna zima i my w końcu wrócimy do domu to przygotujemy inne karmidło, o takie:
https://www.youtube.com/watch?v=F2X_795yyA4
Tymczasem pozdrawiamy serdecznie! :)